7.06.2012

Rozterki ojcowskie

We wtorek odebrałem syna z lekcji gry na gitarze. Wyszedł z sali uśmiechnięty, co zazwyczaj jest wyraźnym sygnałem, że coś odwalił. I tu niespodzianka: po niemal roku łażenia na lekcje gówniarz zapamiętał kilka chwytów i nawet je zagrał! Osobiście odebrałem gratulacje od nauczyciela, podczas gdy moja mniejsza wersja puchła z dumy przy mojej nodze. Oszołomiony czekałem przez chwilę na niewidzialne werble połączone ze spadającym konfetti, utlenioną Patrycję Kazadi idącą w samych stringach i w zwolnionym tempie... ale nic takiego się nie stało. Nauczyciel gry na gitarze uścisnął mi dłoń i sobie poszedł. Syn walnął mnie w udo i wybiegł. Rodzice innych młodocianych muzyków obrzucili mnie zazdrosnymi spojrzeniami. Teraz Polska...

Mój syn nie lubi słuchać radia podczas jazdy autem. Nie lubi też rozmawiać. Lubi za to patrzeć przez okno. Czasem zagaduję o to jak było w szkole (fajnie), albo co robili z kumplami na przerwie (bawiliśmy się). Albo pytam, czy pocałował już jakąś laskę (na patrzy na mnie jakbym był przybyszem z innej planety). To może chociaż pociągnął za warkocz? Kopnął? Uszczypnął... Cisza... I zaczynam się martwić. Gdzie popełniłem błąd? Czy on mnie w ogóle kocha? Dlaczego nie chce mówić, cieszyć się, dzielić wrażeniami...? Już jest gejem? Nie lubi spędzać ze mną czasu?

Siedzę, prowadzę i myślę. Nawet za dupami się nie oglądam, bo męczy mnie pytanie, czy ten mały fiutek po prostu jest z natury mało rozmowny, czy też popełniliśmy z jego matką błąd wychowawczo-rozwojowy...

I wtedy słyszę z boku, "pobawimy się?" Odruchowo pytam "w co?", choć z dokładnością jeden do trzech mogę przewidzieć, że nasz samochód stanie się zaraz zakamuflowanym transformerem, albo czołgiem, albo kosmicznym okrętem wojennym. Musi coś być w moim głosie - coś niesłyszalnego dla mnie, a zrozumiałego dla niego - bo syn odwraca głowę do szyby i mówi do swojego niewyraźnego odbicia, "znów ci się nie chce...". I nagle jeb w głowę! Pierdolone deja vu! Znacie to uczucie? Już to było, już to widziałem, już to robiłem...

Muszę zwolnić, bo mózg pracuje mi na takich obrotach, że mógłbym na czole usmażyć jajko. Ile razy wcześniej próbował zacząć zabawę, a ja zbywałem go, zwalając winę na zmęczenie i przepracowanie? Ile razy mówiłem mu, żeby sobie coś włączył, bo mnie boli głowa przez głupich menedżerów? Spojrzałem na gówniarza, po czym zjechałem na pobocze i zatrzymałem samochód. Popatrzył na mnie pytająco, a ja bez słowa odpiąłem swoje i jego pasy, po czym dźwignąłem go i posadziłem sobie na kolanach. I powiedziałem, że go kocham najbardziej na świecie. I że dziś wieczorem nie siadam do komputera tylko bawię się z nim do upadłego...

Chciałbym wam napisać, że to był przełom w moim życiu. Że w tej chwili zrozumiałem całe to skomplikowane gówno jakim jest wychowywanie dziecka. Że coś we mnie pękło i stałem się rodzicem idealnym. Że od tamtej chwili - w której gwałtownie zatrzymałem samochód na środku ruchliwego skrzyżowania, nie zważając na wrzaski i klaksony - żyliśmy z synem długo i szczęśliwie, jak pieprzona Śnieżka z pieprzonym Księciem... Ale moje życie to nie bajka Disneya czy romans z Tomem Hanksem i Meg Rayan, więc napiszę wam tylko, że tamten moment dał mi dużo do myślenia. Kilka rzeczy do mnie dotarło, o kilku innych poczytałem w sieci. Do kompa usiadłem jak już zasnął. Co zrobić - taki nałóg. Wczoraj też nie byłem już takim superojcem, a on nie protestował, gdy pozwoliłem mu oglądać filmiki z Minecrafta na youtubie. Ale wiecie co? Tamtego wieczoru nikt nam już nie zabierze. I wydaje mi się, jeszcze niejeden taki przed nami...


PS
Spędzasz za mało czasu ze swoim dzieckiem? Nie możesz się z nim dogadać? Wsadź gówniarza do samochodu, wypieprz telefon, wyłącz radio i... obserwuj. Czasem zagadaj, czasem pokaż coś ciekawego za oknem (tylko nie przesadzaj ze wskazywaniem kobiet z supercyckami i długimi nogami, jego matka może się wkurwić, pamiętaj: każdy dzieciak to kabel).

Ale musisz też bardzo uważać. Taki samochód to jak sala-pułapka z filmów "Piła". Jesteście tylko we dwoje: ty i twoje dziecko. Albo wyjdziesz z niego będą lepszym starym, albo zginiesz. Nie ma trzeciej opcji. Poddajesz się i zawracasz - nie żyjesz. Przestajesz próbować nawiązać kontakt - nie żyjesz. Wściekasz się - nie żyjesz.

Dojeżdżasz na miejsce i wiesz o sobie i gówniarzu więcej niż wcześniej - żyjesz!

Mam jeszcze kilka innych porad na temat nawiązywania relacji ojcowsko-gówniarskich, ale musicie wytrzymać do następnego razu:)

1 komentarz: